Przejdź do treści

O kwadratach

Jadąc do Poznania na weekend postanowiłam twardo nie wydawać pieniędzy… jednak jak mogłam nie ulec gdy wszyscy chcieli iść do Hebe! Mam pójść pierwszy raz do tej drogerii i nic sobie nie kupić? No jasne że mam tak zrobić… i prawie tak też zrobiłam gdyby nie szafa essence, a w niej cudowne, pastelowe lakiery! 

Widząc zapowiedź najnowszej limitki essence wiedziałam że nie przejdę koło niej obojętnie- i nie ze względu na kosmetyki tylko na szatę graficzną! Cudowną, pastelową, lekko retro- po prostu słodką! Ja jestem wzrokowcem i właściwie wszystko jem oczami, a potem zastanawiam się czy mi to w ogóle smakuje. Tak też było w tym przypadku. Przy szafie długo stałam i zastanawiałam się z Beatką co by tu skubnąć. Oczywiście najbardziej kusiły mnie lakiery i to też z nimi wyszłam ze sklepu. Postawiłam na dwie buteleczki (z 4 dostępnych -01 ben & cherries, 02 always in my mint, 03 ice, ice baby i 04 icylicious.) w słodkich pastelowych barwach. Oba lakiery mają wykończenie perłowe(?) mocno mieniące się w słońcu, ale przy tym stonowane i nie nachalne. Daje to efekt mroźnej tafli lodu co w połączeniu z kolorem pasteli (fioletu czy też miętki) świetnie się sprawdza. Kolorystycznie jestem zachwycona… gorzej z resztą.
Do lakierów essence od dawna mam spory dystans- są ładne ale fatalne jakościowo. Mi jako wzrokowcowi wygląd często (ale nie zawsze!) wystarczy (w końcu często lakier gości u mnie góra dwa dni na palcach więc zbyt wiele od nich nie wymagam), ale osoby które szukają dobrego jakościowo lakieru nawet nie powinny zwracać uwagi na te sztuki. 
Po pierwsze- pędzelek- ok, fajny, szeroki, ale twardy i strasznie się nim operuje- zostawia smugi nierównomiernie pomalowanej emalii… i nie jest to moja wina, bo w końcu zawsze maluję paznokcie tak samo. 
Po drugie- krycie- noo tu fatalnie- bez białej bazy (na zdjęciach z bazą) kryje po 3 warstwach (a mięta gdzieniegdzie i przy 4) Dodatkowo miętusek bez białego podłoża wygląda niemrawo- kolor jest strasznie blady i nie prezentuje się zbyt ładnie.
Po trzecie- trwałość- nie wiem czym było to spowodowane- ale mięciak prawie że od razu zaczął strzelać na prawo i lewo… fiolet za to trzymał się nieźle, a każdy lakier był na moich paznokciach też solo.
Plusów praktycznie nie ma… więc lipa w ładnym kolorze. 
No ale to tyle jeśli chodzi o lakiery. 

Teraz może coś o zdobieniu. 
Tu dla odmiany postawiłam na coś co nie jest trójkątem- tym razem prostokąty, które miały być ładnymi, równymi kwadratami. No troszkę mi nie pykło, ale ciii- tak miało być. Zdobienie podpatrzyłam na FB– stwierdziłam ze to całkiem ciekawy patent. Niestety nie wzięłam pod uwagę że jest dosyć pracochłonny. Jednak wszystkie zabawy z taśmą wymagają troszkę czasu (przynajmniej u mnie).

Mimo wszystko bardzo podobało mi się to geometryczne zdobienie. Taka fajna wariacja na paznokciach. 
A wy co o nim myślicie? Lepiej Marchewce w trójkątach czy kwadratach (a może Trójkąty i Kwadraty jak to śpiewał Podsiadło?)
Całuję Marchewka:*

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *