Ostatnio, będąc w drogerii Natura skusiłam się na dwa małe cudeńka- jeden to śliczna brzoskwinka z ostatniej limitki Catrice, a drugi to pachnący cukierek z najnowszych okazów My Secret- ale dzisiaj zajmę się tym pierwszym+ naklejkami wodnymi od born pretty store
Jak pisałam- skusiłam się na dwa lakiery- i oba totalnie mnie w sobie rozkochały! Nawet mogła bym powiedzieć że ten drugi, o którym opowiem innym razem bardziej.
Jednak dzisiaj o lakierze, który bardziej przykuł mój wzrok w sklepie. Nie powiem, czaiłam się na te okazy od jakiegoś czasu (a dokładnie odkąd zostałam oświecona przez hatsu-hinoiri,– że te lakiery mają wykończenie satynowe! ) No cud miód i malina! Uwielbiam tego typy akcenty w lakierach- bo jest to coś innego, niebanalnego, a zarazem zwyczajnego (czyli nie piasek itd) Jako że u mnie z limitki Catrice nie było zbyt dużego wyboru- pozostała brzoskwinka i żółtek, zdecydowałam się na to pierwsze. Nie powiem- chciałam fiolecik, ale specjalnej tragedii nie ma.
Co do lakieru- tu bez szału- kryje po trzech warstwach, schnie mega szybko (jak to mat) i pozostawia na paznokciach fajną, pół satynową powłokę o ładnym delikatnie pastelowym kolorze. Pędzelek też taki jak lubię- przynajmniej nie mam problemów z malowaniem skórek. Ogólnie jestem zadowolona z zakupu, chociaż wolała bym dać za niego mniej pieniędzy.
Do tego okazu postanowiłam wypróbować naklejki wodne- no i tu pełna porażka- po prostu kolor bazowy+ naklejka nie za bardzo ze sobą się zgrały. Do tego myślę że wykończenie satyny utrudniło mi nakładanie naklejek (właściwie dopiero teraz sobie to uświadomiłam…) bo po prostu nie chciały się trzymać płytki do puki nie potraktowałam ich topem.
Ogólnie naklejki urzekły mnie swoim ciut etnicznym wzorem (a chyba wszyscy wiedzą że Marchewki lubią etno) i faktem że kupując je dostajemy 4 różne propozycje. Ja wybrałam te które najbardziej mi się spodobały z całej kolekcji i ciut żałuję że na pierwszy ogień nie wybrałam brzydszych. No ale na błędach człowiek się uczy (ta… jasne) i liczę że następnym razem wyjdzie to o niebo lepiej.
Jak widać nawet wzorek mi się rozmazał na środkowym palcu- a była to wina tego że po suszeniu (tak- potraktowałam te naklejki suszarką, jak w instrukcji) od razu, na jeszcze ciepłą naklejkę nałożyłam Top- jak widać tak nie wolno.
Ogólnie uważam moje pierwsze spotkanie z naklejkami wodnymi za nieudane… no ale cóż- nie zrażam się i będę próbowała dalej.
Te naklejki można dostać oczywiście w wyżej wymienionym sklepie, a dokładnie TU